Jesteś nim, a może nawet nie wiedziałeś, że nim jesteś? Zapraszamy do krótkiego przewodnika zawierającego liczne lajfstajlowe tipsy, które pozwolą ci osiągnąć najwyższy możliwy stan na stoku. Stan Janusza.
Jeśli wytrzeźwiałeś już po podróży, w trakcie której ci psujący imprezę (ci z przodu) spoglądali na ciebie jak facetka na koloniach w Łukęcinie ’99, to znaczy, że jest wtorek rano i powinieneś iść na stok.
Śniadanie? Rozgrzewka?! To dla słabych
Kiedy twój wuj walczył z niedźwiedziami polarnymi na kole podbiegunowym, nie było jeszcze śniadań, bo było to jeszcze zanim Polacy nauczyli jeść Francuzów widelcem. Dlatego na śniadanie wrzucasz wifona, najwyższy możliwy produkt myśli technicznej z Radomia, uzupełniasz procenty i ruszasz na stok jak husaria pod Kłuszynem.
Po drodze mijasz jeszcze dziwaków wyginających się w rytm muzyki, rzucasz jakimś turbozabawnym tekstem (hehe, myśmy z Pjoterem już się rozgrzali) i szarżą zdobywasz gondolę. Niestety, okazuje się, że to twoje ostatnio zwycięstwo. Po wyjściu z gondoli opadasz z sił, generalnie nie przechodzisz przez start i nie otrzymujesz 400.
Z drogi śledzie, Andrzej jedzie!
Na stoku jesteś kimś w rodzaju świeżo upieczonego posiadacza pasata, a jeśli jesteś z Warszawy, to duża szansa, że chodzi o piętnastoletnie BMW po tuningu. Ostatnio wrzuciłeś na furę napis FAKE TAXI (hehe), a teraz połowie niedzielnych narciarzy na stoku próbujesz przykleić na plecach: Jedzie z nami Zuzia. Mijasz ludzi jak tyczki, a gdy ktoś nie chce zjechać, to świecisz mu długimi i pokrzykujesz, że prawo jazdy znalazł w chipsach.
Ogólnie bez sensu, że są jakieś zasady, więc robisz grilla tuż za wybiciem z tej fajnej hopy. Ustawiasz się tam całą rodziną, nie zapominasz psa i szynszyla, rozstawiasz leżaki i parawan, więc gdy wpada w ciebie jakiś latający Holender, żądasz odrobiny szacunku i pouczasz, że jeździłeś na nartach z Bode Millerem jeszcze gdy w Holandii nie znali rowerów.
Grażyna, wezwij helikopter!
Po całym dniu dojeżdżasz do wyciągu, który przestaje działać. Wokół zaczyna się ściemniać, a ty już wiesz, że będzie grubo.
Ostatnio tak się czułeś, kiedy utknąłeś na Morskim Oku. Wyuczonym gestem wzywasz fiakrów, ale zamiast konia przyjeżdża po ciebie taxi. Cwaniak chyba jedzie dookoła, bo na miejsce docieracie po 4 godzinach. Żeby zapłacić kurs zastawiasz mieszkanie, na resztę pracujesz do 2067, a na forach uprzedzasz innych, żeby uważali na oszustów, bo kierowca ewidentnie jechał dookoła.
Gdzie jest ratrak?
Jesteś tak wkurwiony, że z rana opierdalasz wszystkich za wszystko i proponujesz solidarnościową zrzutkę. Kiedy rodacy z kraju Lecha Wałęsy zawodzą, idziesz do baby w kasie i domagasz się zwrotu z powodu niewyratrakowanych tras.
Odchodzisz z kwitkiem i zapowiadasz, że od tej pory wczasy tylko w Wiśle.
Autor: Dominik