Czy wyjazdy do lokalnych stacji narciarskich mają jeszcze sens?
Narty czy snowboard w ostatnich latach straciły na elitarności (stały się bardziej powszechne, dostępne), ale też nigdy nie jawiły się jako sport tani. A że sytuacja na świecie, koszta energii i ogólnie inflacja jakie są, każdy widzi, zapowiada się najdroższy sezon zimowy w historii. Czy wyjazdy do rodzimych ośrodków mają jeszcze sens?
Najpierw trzeba kupić te wszystkie narty, buty, kurtki, rękawice, gogle i kaski, a potem jeszcze dojechać na miejsce, np. do Wisły, i kupić karnety. Czy wspominałem już o płatnym parkingu i cenach paliwa?
No właśnie: tanio już było. Na przykład w Białce Tatrzańskiej dzień w najwyższym sezonie kosztuje 165 zł od osoby. Dla trzyosobowej rodziny z siedmiolatkiem to 485 zł za dzień (karnet ulgowy obliguje do… 10-złotowej zniżki, wow) i 2400 zł za 6 dni. A do tego dojazd, jedzenie na stoku, nocleg, ewentualnie wynajem instruktora i sprzętu…
Bardzo szanujemy rodzimą branżę za to, że się ogarnęła i po latach rozczłonkowania na stacje z pojedynczymi górkami, stacje połączyły siły. I tak w sprzedaży są skipassy Tatry Super Ski do stacji na Podhalu, Wiślański Skipass, swoje wspólne karnety mają też m.in. PKL czy Grupa Pingwina. Z kolei dwie największe stacje w Szczyrku działają na jednym karnecie słowackiej grupy TMR.
Grupę można zbudować, ale gór już nie, więc prawdą jest też, że nasze stacje w sezonie niesamowicie się korkują. Nawet najszybsze koleje i najnowocześniejsze bramki nie odciążą kolejek i tłumów na trasie. Po prostu liczba tras i ich długość jest ograniczona warunkami naturalnymi. A więc niska jest też nasza efektywność działania w górach, a kilometr jazdy w przeliczeniu o wiele droższy niż w Alpach. Dla początkujących to też nie jest dobra sytuacja – nauka jazdy na zatłoczonej trasie nie jest ani bezpieczna, ani satysfakcjonująca.
Żeby nie być gołosłownym – porównajmy ceny. Weźmy np. francuski Les Deux Alpes, topowy, jeden z naszych ulubionych ośrodków oferujący 225 km zintegrowanych tras i porównajmy z Białką. Karnet dzienny w szczycie sezonu w tym pierwszym kosztuje 56 euro, czyli 263 zł za dzień (po cenie 4,7 zł za euro), co daje ok. 1,16 zł za przejechany kilometr. W Białce kilometr kosztuje ok. 11,78 zł. Do tego trzeba pamiętać, że karnety do stacji alpejskich w ofercie Snowee mamy w cenie, zawsze z zakwaterowaniem, więc faktycznie ich ceny są o wiele niższe…
Jakie podwyżki?
Właściciele resortów tłumaczą tegoroczne podwyżki zwłaszcza wzrostem kosztów energii, ale też wyższymi kosztami pracowniczymi, inflacją…
Praca wyciągów to jedno, ale przede wszystkim potrzebne jest naśnieżanie tras w nisko położonych ośrodkach, a to zajęcie bardzo energochłonne i kosztochłonne. Na przykład stacja w Szczyrku, jedna z największych w Polsce, zaczyna się już na… 537 m.n.p.m. i dojeżdża maksymalnie na 1257. Dla porównania większość stacji w Alpach swój bieg zaczyna wysokości ok. 1800, a Val Thorens na 2300! To oznacza, że ze śniegiem w polskich stacjach jest różnie (zwłaszcza, że klimat się ociepla) i bez dodatkowego systemu ani rusz.
I dlatego np. w Szczyrk Mountain Resort szacują, że wzrost cen utrzymania wyniesie ok. 20%, a ceny dla klientów urosną o 15%. Z kolei, jak podaje portal skionline.pl, te w Tatry Super Ski urosną nawet o 35%! Ile to będzie w praktyce? W Szczyrku ceny są dynamiczne i zależą m.in. od czasu zakupu karnetu, miejsca jego zakupu (najtaniej w Internecie), obłożenia stacji w danym dniu itd. Ale tanio nie będzie. W Tatry Super Ski to 155 zł za dzień.
Zajrzeliśmy też na legendarne w branży freeridowej Pilsko, gdzie karnet w nadchodzącym sezonie będzie kosztował 145 zł za 6 godzin dla dorosłych i 135 za ulgowy. Do tego należy doliczyć opłatę za miejsce parkingowe (w zeszłym sezonie było to 20 zł), paliwo i robi się… około 500 zł za dzień dla całej rodziny?
To temat na osobny artykuł, ale cennik stacji w Korbielowie w ogóle jest… dziwny. Znikła opcja jazdy wieczornej, z której korzystali lokalesi, zamiast karnetów całodziennych są tylko 6-godzinne (chyba, że zakupimy dwudniowy, wtedy na stokach można przebywać nawet od 8.30 do 20.30), nie ma też skipassów… czterodniowych. Zamiast tego można przyjechać na 3 albo 5 dni. Kuriozum.
140 zł karnet dzienny będzie kosztował w jednej z najpopularniejszych stacji Grupy Pingwina w Rzykach na Czarnym Groniu i tyle samo na “polskim lodowcu” w Zieleńcu (7 godzin). Z kolei o 5 zł więcej w wysokim sezonie liczą sobie na Jaworzynie Krynickiej.
A co słychać w polskim Chamonix dla fanów Zenka Martyniuka, czyli na Kasprowym Wierchu w Zakopanem? Tam pojedynczy wyjazd koleją oraz korzystanie z dwóch wyciągów krzesełkowych zostało wycenione na… 179 zł za dzień. To wysokogórski, najwyżej położony ośrodek w Polsce, co stanowi o jego wyjątkowości. Ale come on! Mówimy o 3 wyciągach, z czego z kolei linowej można skorzystać tylko raz dziennie, a wszystko to za cenę blisko 40 euro! Porównajmy to z L2A, gdzie karnet w kasie jest co prawda droższy o 25%, ale oferuje jazdę 48 zintegrowanymi kolejami, bez kolejek (no dobra, rano się zdarzają na stacjach początkowych).
Czy to się opłaca?
Cóż, tanio nie jest. Ale trzeba oddać, że w górę poszły także ceny w pobliskiej Słowacji (dramatyczny wzrost biletu całosezonowego w grupie TMR i niekorzystne zmiany dla akcjonariuszy), w Austrii, Włoszech czy Francji, a tajemnica w tym, aby kupić mądrze.
W tym wypadku nie będziemy obiektywni i odeślemy do naszej oferty WYJAZDOWEJ. W tym sezonie możecie tam znaleźć np. przepotężny region Val Thorens za ok. 2190 zł albo Les Deux Alpes za 2090 zł (skipass na 6 dni i komfortowy nocleg, dojazd to kolejne kilkaset złotych). A i są to ceny bez dodatkowych rabatów, które mamy dla Was w opcji first minute czy przy okazjach Black Friday albo Mikołaja.
Jeśli dotarłe(a)ś do tego miejsca, to wiadomo już, że nie zadajesz sobie pytania: czy to się opłaca? Po prostu wiesz, że musisz tam być i że nic nie opłaca się bardziej od urlopu we wspaniałych górach.
Autorem tekstu jest Dominik, Instruktor SKI+